piątek, 30 września 2011

staruszek

Zza bocznej ściany kościoła wśród porannych promieni wschodzącego słońca, wyłonił się starszy pan: podpierał się na lasce a na głowie miał zabawny kaszkiet. Gdyby spotkać go na ulicy pewnie człowiek by go nie zauwazył, a jeśli nawet to, wtedy wywołaby tylko odruch żalu i poczucia nieuchronności starzenia się. Ale nie w takim otoczeniu. Wsród promyków wyglądał nadzwyczajnie, jaśniejący i jestem wręcz pewna, że się do kogoś uśmiechał, ba, nawet w pewnym momencie podniósł rękę i do kogoś pomachał, byłam bardzo ciekawa kim jest owym szczęśliwcem i po chwili już wiedziałam, drugi starszy pan, wchodzący na teren franciszkanów. Cała sytuacja trwała zaledwie kilkanaście sekund, tyle ile zajmuje autobusowi przejechanie obok kościoła, a jednak wywarła takie wrażenie, ze obraz staruszka okalanego przez słoneczne ramiona będzie towarzyszył mi cały dzień. Jak wiele rzeczy uchodzi naszej uwadze, mijamy je be słowa i chwili refleksji czy zamyślenia. A wokoło czeka na nas tyle wspaniałości. Wystarczy tylko nie zamykać oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz